Położna instrumentariuszka. Absolwentka Akademii Medycznej we Wrocławiu (licencjat położnictwa). Ma 25 letnie doświadczenie zawodowe. Stale podnosi swoje kwalifikacje biorąc udział w szkoleniach i specjalistycznych kursach. Ukończyła m.in. kurs pielęgniarstwa operacyjnego dla pielęgniarek i położnych. Jest członkiem zespołu dra Mikołaj Karmowskiego od 12 lat.
Pielęgniarka instrumentariusza, pielęgniarka specjalista w dziedzinie pielęgniarstwa pielęgniarstwa anestezjologicznego i intensywnej opieki medycznej. Posiada 35 letnie doświadczenie zawodowe, które zdobywała m.in. w Klinice Ginekologii i Położnictwa we Wrocławiu. Ukończyła wiele szkoleń i kursów specjalistycznych, w tym kurs kwalifikacyjny dla pielęgniarek operacyjnych oraz kurs specjalistyczny z zakresu endoskopii dla pielęgniarek.
Specjalista chirurgii onkologicznej i chirurgii ogólnej. Absolwentka Akademii Medycznej we Wrocławiu, od roku 2023 – doktor habilitowany. Doświadczenia zawodowe zdobywała między innymi w Klinice Chirurgii Ogólnej i Onkologicznej Akademickiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Odbyła również wiele staży zawodowych, szkoleń i kursów w Polsce i za granicą, w tym w Portugalii, Szwajcarii czy Niemczech. Bierze aktywny udział w międzynarodowych konferencjach i sympozjach. Jest uczestniczką i liderem projektów naukowych. Jej główne obszary zainteresowań zawodowych to chirurgia onkologiczna, chirurgia robotowa oraz chirurgiczne leczenie endometriozy.
Pełnione funkcje; - Koordynator Centrum Chirurgii w Wojewódzki Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu, - Lekarz kierujący Oddziałem Chirurgii Ogólnej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu, - Członek Zarządu Polskiego Towarzystwa Chirurgii Onkologicznej, - Przewodniczący Zarządu Oddziału Dolnośląskiego Towarzystwa Chirurgów Polskich - Członek Zarządu Sekcji Wideochirurgii Towarzystwa Chirurgów Polskich, - Członek COLOROBOTICA Working Robotic Group of European Society of Coloproctology, (szkoły chirurgii robotycznej powstałej pod auspicjami European Society of Coloproctology), - Absolwent Fellowship in Robotic and Minimally Invasive Colorectal Surgery, University of Illinois at Chicago (2010 -2011)
Autor i współautor ponad 30 prac naukowych opublikowanych polskich i zagranicznych czasopismach medycznych oraz monografii. Wykładowca na polskich i zagranicznych sympozjach i konferencjach naukowych.
Trafiłam do doktora Mikołaja Karmowskiego w sytuacji, kiedy nie miałam już większej nadziei na zmianę na lepsze. I w sumie bez jakichś większych oczekiwań szłam na tę wizytę. Myślałam, że będzie tak, jak u poprzednich lekarzy. A odwiedziłam ich naprawdę wielu.
Dotychczas, za każdym razem powtarzał się podobny schemat: ból, niekiedy SOR, potem jeszcze wizyta u „specjalisty” i powtarzane jak zaklęcie „tak musi być”. I w kółko ten sam proces.
Choruję od dziecka na cukrzycę, więc kontakt ze służbą zdrowia jest dla mnie codziennością. Badania, konsultacje, lekarskie gabinety – przywykłam do tego. Tak mi się przynajmniej wydawało. Bo w cukrzycy miałam postawioną konkretną diagnozę, wdrożone konkretne leczenie, określoną dietę. I wiedziałam, czego się spodziewać, jak ma wyglądać moje życie. Tak, cukrzyca to ciężka, nieuleczalna choroba. Ale gdy się nad nią zapanuje jej objawy nie są tak straszne, jak objawy endometriozy. A endometrioza dopadała mnie co jakiś czas i sprawiała, że po prostu nie byłam w stanie funkcjonować. A najgorsze było to, że każdy z kolejnych lekarzy, których odwiedzałam zamiast jakoś wyciągać mnie z takiego stanu, mówił tylko, że z tego wyjść się nie da. To była punta lekarskich badań. W pewnym momencie zaczęłam mieć tego dość. Odechciało mi się wszystkiego. Po co mam chodzić do kolejnych lekarzy, jak i tak to niczego nie zmieni???
W wolnych chwilach, w momentach, gdy byłam w stanie ogarniać rzeczywistość, przeglądałam internet, szukając jeszcze tam jakiegoś ratunku, sposobu. A może cudu? Wiele endo dziewczyn pisało, że dr Karmowski im pomógł. Że zmienił ich życie. Nie wierzyłam, nawet trochę śmiałam się z tego określenia. Bo o takich „cudotwórcach” wiele razy słyszałam, wiele czytałam.
Postanowiłam spróbować raz jeszcze. Zebrałam w sobie siły, a przede wszystkim chęci (choć wydawało mi się, że tych już mi brak). Zapisałam się na wizytę. Nie będę wchodzić w szczegóły, jednak wyglądało to zupełnie inaczej, niż dotychczas. Specjalistyczne badania, analizy, wnioski. I coś, co mnie bardzo ujęło: empatia. Wsparcie, które po prostu czułam. Czułam też, że doktor Mikołaj wie o endometriozie naprawdę dużo i dlatego potrafi sobie poradzić z przeciwnikiem, przed którym inni kapitulują.
Dziewczyny! Mikołaj Karmowski nie jest cudotwórcą. Jest po prostu znakomitym lekarzem. Wie, czym jest endometrioza, wie, jak ją leczyć. Wie też, jak wygląda życie endo kobiet – pomógł naprawdę wielu. Dlatego jeśli zastanawiasz się jeszcze, czy umówić się na wizytę, nie czekaj!
Nieustający ból piętrzący się po skali od ośmiu do dzisięciu. Mdłości, zawroty głowy, skręty jelit. Przeszywające ataki bólu — od pępka, przez wnętrze, do samego kręgosłupa. Nie wiesz, czy masz stać, siedzieć, czy leżeć, każda pozycja jest niewygodna i równie bolesna. Termofor — pomaga na chwilę, w konsekwencji wzmaga krwotok i robi się bardziej słabo, tabletki — nie działają.
Ale przecież: "tak ma być", "ma boleć", "to sprawa dziedziczenia i genetyki", "tylko mięczaki się skarżą", "trzeba zagryźć zęby", "po ciąży wszystko się zmieni", "kobiety są wytrzymałe i wszystko zniosą", "to hipochondria i stany nerwowe, może depresja", "to wszystko dzieje się w twojej głowie — nie histeryzuj"...
Ty wiesz, co ci jest, jesteś pewna tego od tak dawna. Siedem lat diagnoz w Szkocji, w Glasgow, gdzie od lat mieszkam. Niby jedna z lepszych i największych klinik Europy. Kilkunastu specjalistów, gastrolog, endokrynolog, ginekolog... Milion nieadekwatnych badań jak rykoszetem.
Wybrałam się na wesele do przyjaciółki pod Warszawę. Zamiast na sali weselnej, wylądowałam na sali operacyjnej. Najpierw SOR — podejrzenie silnego zatrucia. Okazało się, że to rozlane zapalenie otrzewnej. Cudem mnie wyratowali, do dziś dziękuję Bogu za przyjaciółkę, bo dzięki niej trafiłam do dobrego szpitala, gdzie podjęto odpowiednie działania, mimo że badania i wyniki nie wskazywały na poważny stan.
Po operacji lekarze stwierdzili, że moje wnętrze jest opanowane przez endometriozę i potrzebuję natychmiastowej pomocy. Przetłumaczyłam wypis szpitalny na język angielski i natychmiast dostarczyłam dokumenty w Szkocji. Usłyszałam: "uratowali pani życie, czyli my już nic nie musimy robić".
Jednak potem znów to samo — powroty na SOR. Kolejny raz, nocą, wtedy, kiedy ściana cię już nie utrzymała, kiedy czarne mroczki w oczach zaatakowały do tego stopnia, że już nic nie widziałaś i nie słyszałaś. Ktoś znowu z tobą jedzie, przecież sama nie dasz rady, nawet wejście do auta to jakiś kosmos, przebieżka na Mount Everest. Standardowo na dobry wieczór wywiad z pielęgniarzami, opowiadasz wszystko, całe swoje cierpienie, tak bardzo chcesz być wysłuchana i tak bardzo chcesz pomocy!
Z 40-minutowego wywiadu zostaje oficjalnie zanotowane w systemie jedno zdanie: "pacjentka trafiła na SOR z silnymi bólami menstruacyjnymi i obfitym krwawieniem" z dopiskiem: "po podaniu środków przeciwbólowych wypisana do domu"... I tak siedem lat.
W końcu spakowałam się do Polski. Wyjechałam i zaczęłam diagnostykę na własną rękę. Po siedmiu latach starań i rozbijania głowy o ścianę już nie miałam takiej siły i motywacji, ale wiedziałam, że muszę walczyć o życie, że chcę żyć dla swojej 9-letniej córeczki. Zaprzęgłam swoją wolę życia i ruszyłam na ostateczne forsowanie systemu, po pomoc. Zawzięłam się, okrutnie!
Przeszłam szczegółową diagnostykę z kilkudniowym pobytem w szpitalu, nareszcie zrobiono mi rezonans konkretny i odpowiedni do schorzenia, zebrałam już wszystko, (endometrioza głęboko naciekająca, guz w jelicie krytycznie zasłaniający światło przewodu). Diagnoza, której byłam pewna przez te wszystkie lata, była nareszcie potwierdzona papierkiem, który tak bardzo zmienia życie w systemie... No przecież teraz to już nikt nie będzie mnie brał za hipochondryczkę... Ale co dalej? Jest bardzo źle, to już wiadome, ale do kogo teraz?
Odwiedziłam wielu specjalistów w Polsce i z całym, ogromnym szacunkiem do profesji, lat spędzonych na nauce i zgłębianiu wiedzy, ale niektóre wizyty zapewne będą do mnie wracać jeszcze największymi koszmarami.
Pierwsze spotkanie ze "specjalistą" było dla mnie zaskakująco ignorujące. Pan doktor się obraził, ponieważ na "dzień dobry" i powitanie z nim nie byłam w stanie wymienić wszystkich przedrostków dyplomowych, okalających jego imię i nazwisko...
Kolejny lekarz natomiast pominął to, że mam uczucia, duszę. Po obejrzeniu dokumentów i zrobieniu USG storpedował mnie wywodem: "Grozi pani śmierć. Ma pani dwa wyjścia: albo pani się nie operuje i wtedy rokowania są bardzo złe, albo się pani operuje i wtedy może być lepiej, choć stomia będzie na pewno, i to na stałe. Oprócz tego trzeba zrobić dodatkowe (bardzo kosztowne) badania, bo wygląda mi to na raka złośliwego. Biorąc pod uwagę pani dodatkowe schorzenia współistniejące, to nie wiem, czy się podejmę. A jak się podejmę, to nic nie gwarantuję, niech się pani szykuje na najgorsze"
Mój horror z tą paskudną chorobą na szczęście miał happy end. Do końca życia nie zapomnę mojej ostatniej wizyty, gdy już byłam totalnie zrezygnowana, spodziewałam się, że lekarz będzie wymagał czerwonych dywanów, recytowania jego tytułów naukowych, że podłamie mnie diagnozą, ale NIE, nie spotkałam tego, a usłyszałam na "dzień dobry" cudowne i uwalniające: "Jak mogę pani pomóc?".
Wiedza, konkret, otwartość, umiejętności i ogromne obycie w temacie otulało zaufaniem — myślałam, że się rozpłaczę. Ledwo się powstrzymywałam, bo przecież doktor nie znał mojej historii, nie wiedział, jak długą i ciężką drogę przeszłam, aby trafić właśnie do niego. Doktor Mikołaj Karmowski — bo to o nim mowa — okazał się tym, na którego czekałam tyle lat, tym, któremu w zaufaniu mogłam powierzyć swoje zdrowie. Tym, który mnie wysłuchał, który chciał pomóc i zrobił to w tempie natychmiastowym.
Już podczas pierwszej wizyty wykonał eksperckie USG, w którym zobaczył wszystko, wszystko to, co wcześniej dziwnym trafem było niewidzialne dla sztabu "specjalistów", przedstawił realną sytuację — nie wyimaginowane spekulacje, które odbierają oddech w sekundę. Przedstawił, co może dla mnie zrobić i zaczęliśmy działać.
Od momentu pierwszej wizyty minęły tylko trzy tygodnie do wyznaczonej operacji. Mimo że sytuacja była naprawdę bardzo poważna, doktor mnie nie "złamał", a okazał zaangażowanie i determinację, podjął wyzwanie. Przypadek był wyjątkowo skomplikowany.
Pomijając zawiłości, nieprawidłowości i spustoszenie w jamie otrzewnej, jakie spowodowała endometrioza, dochodziło jeszcze moje schorzenie: wrodzona łamliwość kości i problem z krzepliwością krwi. Mimo tego doktor Mikołaj Karmowski z zespołem stanęli na wysokości zadania i dokonali cudu! I właśnie ten ogromny cud pokazuje, że zawsze wszystko zależy od człowieka...
Dziś mija rok od radykalnej operacji, a ja ciągle łapię się na tym, że chcę zaznaczyć w kalendarzu dni mojego cierpienia, dni, w których nie będę dostępna dla świata. Zastanawiam się, kto zajmie się moją córeczką, kiedy przyjdzie ten trudny czas. Kto mi pomoże, kto zawiezie do szpitala, ale pstrykam się w nos i okazuje się, że tego już nie ma! Że to czas przeszły, tak inny od teraźniejszego... Tego już nie ma! I to jest największe błogosławieństwo, jestem wolna od tej przeklętej choroby!
Dziś, znając doktora Mikołaja Karmowskiego, bardziej widzę go jak wielkiego przywódcę, który zbiera i prowadzi wielką armię przeciw endometriozie, w kierunku wygranej i wolności. To ironiczne, gdyż żyjąc w Szkocji, myślałam, że tam mieszka Wiliam Wallace "Waleczne Serce". Jednak spotkałam go tutaj, w naszej ojczyźnie. Dziewczyny, co wam chcę powiedzieć? To, że byłam w tej okropnej piwnicy, ale wyszłam z niej. Jestem pewna, przekonana, że każda z Was może wyjść! Czego potrzeba do wyjścia? Myślę, że przede wszystkim wiary, wytrwałości, samozaparcia, miłości własnej, ufania intuicji, bo wtedy nie pozwolicie się skrzywdzić i nie oddacie w ręce „pseudospecjalistom”...
I choć wiem, rozumiem, że są takie momenty, iż ma się naprawdę dosyć, to ja wam mówię, że jest inna droga, droga do wolności. Przeszłam nią i choć była bardzo długa i męcząca, nie żałuję ani jednego kroku, bo to były kroki w kierunku wolności!
Mam na imię Paulina. Silny ból towarzyszył mi od czasu, gdy byłam nastolatką. To właśnie wtedy zaczęły się moje zmagania z endometriozą.
Jako młoda dziewczyna miałam bardzo bolesne miesiączki. Był to dla mnie ogromny problem, jednak wmawiałam sobie, że „to po prostu musi boleć”. Niestety wraz z rozwojem choroby dolegliwości stawały się coraz mocniejsze, po latach przybrały charakter stały, powoli wyłączając mnie ze wszystkich aktywności. Próbując sobie pomóc wciąż sięgałam po leki przeciwbólowe, które były tylko tymczasowym rozwiązaniem.
Endometrioza promieniowała na każdy aspekt mojego życia, w tym również psychikę. Często odczuwałam samotność i brak zrozumienia, gdyż większość osób nie potrafiła wyobrazić sobie tego, z czym się mierzę.
Pewnego dnia wylądowałam na SOR z bardzo silnym bólem brzucha, gorączką i mdłościami. Dostałam zastrzyk przeciwbólowy i zalecenie odwiedzenia ginekologa. Specjalista podczas badania wykrył torbiel czekoladową. Przeszłam operację, potem jeszcze jedną. Jednak, mimo moich ogromnych nadziei, zabiegi te nie sprawiły, że ból przestał być moim codziennym problemem. Wiedziałam, że muszę znaleźć eksperta w leczeniu endometriozy i tak trafiłam do doktora Mikołaja Karmowskiego.
Diagnoza była błyskawiczna! Doktor na obrazie USG wskazał zmiany i powiedział, że jestem bardzo poważnie chora. Jego słowa były dla mnie początkiem nowej drogi. Najpierw wdrożył leczenie farmakologiczne, po kilku tygodniach przeprowadził operację. Jednocześnie, współpracujący z doktorem Karmowskim dietetyk, ułożył odpowiedni dla mojego stanu zdrowia plan żywieniowy. Otrzymałam również wsparcie ze strony psychologa.
Po wielu latach, tych wszystkich wizytach u lekarzy, którzy nie byli w stanie mi pomóc, to, co zrobił doktor Mikołaj Karmowski wygląda na coś prostego i szybkiego. Jednak wynika to przede wszystkim z jego umiejętności. Wiedza oraz doświadczenie, które zdobył pomagając innym kobietom sprawiły, że teraz mogę po prostu cieszyć się życiem. Ból, który nie dawał mi spokoju przez wiele lat obecnie jest jedynie wspomnieniem.
Specjalista ginekolog, czołowy polski ekspert ginekologii operacyjnej, chirurgii małoinwazyjnej, laparoskopowej z ponad 20 letnim doświadczeniem w skutecznej diagnostyce i przeprowadzaniu najnowocześniejszych na świecie laparoskopowych operacji leczenia endometriozy. Absolwent Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej we Wrocławiu.
To ceniony ekspert w leczeniu najbardziej zaawansowanych i najtrudniejszych przypadków endometriozy głęboko naciekającej (między innymi jajników, jajowodów, otrzewnej, pęcherza moczowego, moczowodów, jelit i przegrody odbytniczo-pochwowej).
Jest prekursorem holistycznego podejścia do diagnostyki i laparoskopowego leczenia endometriozy, tworząc multidyscyplinarne zespoły specjalistów: ginekologów, chirurgów onkologów, urologów, psychiatrów, fizjoterapeutów, dietetyków klinicznych, psychologów, seksulogów.
Cześć, nazywam się Halina, a to jest moja historia walki z endometriozą.
To zaczęło się od pierwszej miesiączki, przyszła była bardzo bolesna, ale ja spodziewałam się, że tak ma być, bo moja mama miała silne, bolesne miesiączki. Z roku na rok ten ból się nasilał i po kilku latach od pierwszej miesiączki zaczęłam miewać też bardzo silne bóle w okolicy jelit i macicy.
Jak wyglądały twoje pierwsze wizyty u ginekologów?
Ja właściwie nie chodziłam do ginekologa z tych powodów, ponieważ żyłam w przekonaniu, że tak ma to wyglądać. Moja mama też bardzo często brała tabletki przeciwbólowe, kiedy miałam miesiączkę, więc ja wiedziałam i żyłam w przekonaniu, że to jest normalne. Moja mama nigdy nie była diagnozowana pod tym kątem. Moja mama miała silne migreny, wymiotowała, bolała ją głowa. Miałam taki wizerunek miesiączki.
Poszłam do ginekologa dosyć późno, w okolicach zanim zaszłam w pierwszą ciążę, ale to była zwykła wizyta kontrolna. Żyłam w przekonaniu, że tak ma to wyglądać.
Później, kiedy zaszłam w ciążę pierwszą, którą planowaliśmy i zaszłam w nią od razu, wszystko było ok. Ciąża donoszona. Po dwóch latach zaszłam w kolejną ciążę i znowu wszystko w porządku. Natomiast już po drugiej ciąży, z roku na rok moje miesiączki nasilały się. W pewnym momencie doszły też typowe migreny z aurą oczną. Dwukrotnie wykonywano mi tomograf głowy. Ja tego nigdy nie wiązałam z hormonami i miesiączkami, więc łykałam te leki przeciwbólowe, a to brzuch, a to głowa, a to musiałam się położyć.
Moje życie tak naprawdę to już był hardcore. Ja zawsze byłam bardzo aktywną osobą, ale w pewnym momencie to mi tak przeszkadzało, że musiałam odwoływać zajęcia, które prowadziłam. I to już był dla mnie taki sygnał, że to jest naprawdę źle. Ja naprawdę jestem twarda fizycznie i odporna na ból, wiele rzeczy przeszłam, ale dalej nie wiedziałam, co jest grane. W pewnym momencie poszłam do jednego lekarza, poszłam do drugiego, gdzieś tam z polecenia znajomych. Każdy mówił to samo: “Jest pani zdrowa, ma pani zrosty po cesarce i po ciąży, to jest normalne, że panią boli. rzepiszemy hormony". Te hormony wpływały na mnie tak, że miałam częstsze, wykluczające mnie z życia migreny.
Pamiętam taką sytuację, kiedy leżałam w łóżku zwinięta w kulkę i myślałam, że już nikt i nic nie jest mi w stanie pomóc. Pamiętam, jak dzwoniłam do męża z płaczem, że znowu mnie boli i leżę w łóżku, i nie jestem w stanie chodzić i funkcjonować, żyć. W tamtym momencie nadal nie wiedziałam, że coś jest nie tak. Po prostu myślałam, że takie jest moje życie, tak to ma wyglądać. Myślałam sobie: "Ogarnij się, kobieto".
Nigdy się nikomu nie skarżyłam, iedzieli o tym tylko moi najbliżsi, więc kiedy odwoływałam zajęcia, nie pisałam, dlaczego. Pisałam po prostu, że tych zajęć nie ma. Nawet czasami kłamałam, że ze względów technicznych, bo spotkałam się nieraz z taką opinią, że: "dostała okres, odwołuje zajęcia. Mięczak". Tak to wyglądało, tak się bujałam kilka lat przed operacją. W pewnym momencie, zaczęła szwankować mi psychika. Uważam, że nabawiłam się depresji, stanów depresyjnych. Na szczęście teraz już moje życie diametralnie się zmieniło i wygląda to inaczej niż przed.
Zawsze powtarzam ludziom, kobietom, z którymi rozmawiam na temat tej choroby, że moje życie dzieli się na to przed operacją i po operacji.
Po 13 latach postanowiliśmy, że chcemy mieć trzecie dziecko. Niestety nam nie wychodziło, gdzie w pierwszym i drugim przypadku nie było z tym problemów. Staraliśmy się około rok. Udało się zajść w ciążę. Było to jednak puste jajo płodowe. Trafiłam do szpitala, miałam wywołane poronienie. Kiedy wróciłam do domu, po około miesiącu zaczęłam obficie krwawić. Z powrotem trafiłam do szpitala. Tam lekarze mnie badali, ale nic nie zdiagnozowali. Środki przeciwbólowe, kroplówka i do domu. Później znów trafiłam do szpitala, ponieważ dostałam krwotocznej miesiączki. To był taki hardcore, że zaczynało mi się robić słabo. Poprosiłam męża, żeby zawiózł mnie do szpitala, bo czułam, że odpływam. Pojechaliśmy do tego samego szpitala. To była moja trzecia wizyta. Również nic nie zdiagnozowano. Przepisano mi leki na zatrzymanie tego krwotoku, a słowa pana doktora były takie: "No leje się z pani jak z kranu, ale nie wiem, dlaczego. Podamy pani leki i wypuścimy do domu". Kiedy wypuścili mnie do domu, nie dali mi żadnych leków, żebym kontynuowała. To trwało dwa tygodnie non stop. Jak teraz sobie to przypomnę, to nie dowierzam, że tak wyglądało moje życie. Kiedy wróciłam do domu, krwawienie nie ustawało. Umówiłam się do pierwszego lepszego ginekologa w mojej okolicy i pan doktor zapisał leki na zatrzymanie krwawienia. Pan doktor zaprosił mnie na wizytę taką kontrolną, kiedy krwawienie ustanie. Tak też zrobiłam. Okazało się wtedy, że mam torbiel na jajniku. To była moja pierwsza w życiu torbiel. Pan doktor zalecił, abym zrobiła dodatkowe badania z krwi, po czym znowu do niego przyszła. Tak też zrobiłam i okazało się, że jest to torbiel endometrialna. Tak doktor ją opisał. Ja jestem osobą dociekliwą, zaczęłam szukać w Internecie, co to jest torbiel endometrialna, i dowiedziałam się, że jest coś takiego jak endometrioza. Zagłębiałam się w temat i zaczęłam czytać. Pierwsze, co mi się wyświetliło, to bardzo silne, bolesne miesiączki. Pomyślałam: "Kurde, obym tego nie miała".
Podczas wakacji wyjeżdżam z dziećmi na obozy jako wychowawca. Będąc na jednym z takich obozów, rozmawiałam z koleżanką, która też była wychowawcą. Gdzieś wyszłyśmy na babskie tematy i okazało się, że ona ma endometriozę. I ona mi wtedy powiedziała o tym, że są takie ośrodki i lekarze, którzy się w tym specjalizują i ona mi je poleca. Jak tylko wróciłam do domu, jeszcze nie rozpakowałam walizki, i już umówiłam się na wizytę. Czekałam około dwóch tygodni.
Wracając jeszcze na chwilę do poprzedniego lekarza, tego przypadkowego ginekologa, do którego wróciłam z torbielą i zapytałam, co to jest, powiedział mi, że być może jest to endometrioza. Kiedy zapytałam: "I co dalej?", powiedział, że kobiety z tym żyją nawet po dwadzieścia kilka lat. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te słowa doktora to jest niestety większość słów, które dziewczyny słyszą od lekarzy w gabinetach.
Jak wyglądała twoja wizyta? Pierwsze spotkanie z doktorem?
Jak diagnozowałam się u doktora Piotra Rubiszaa, opowiedziałam mu, jak wygląda moje życie, co mi dolega. Powiedziałam, że mam torbiel czekoladową na jajniku. On poprosił mnie, żebym przygotowała się do badania. Zanim zrobił mi USG, po samym badaniu fizykalnym widział po mnie, że bardzo mnie to boli, i zapytał mnie, czy ktoś kiedykolwiek badał mnie w ten sposób. Powiedziałam, że nie. Doktor powiedział, że wie, co będzie tego przyczyną. Potem zrobił mi USG. Wskazał miejsce między macicą a jelitami. To był guz. Dlatego właśnie tak bardzo bolało mnie podczas miesiączki, bo macica i jelita były ze sobą sklejone.
Co poczułaś, kiedy usłyszałaś te słowa? Kiedy usłyszałaś diagnozę.
Pierwsze co, jak powiedział mi słowo "guz", to mnie przeraziło, bo nie wiedziałam, że to jest endometrioza. Myślałam, że to jakiś nowotwór. I zadałam mu wtedy pytanie: "Panie doktorze, co to za guz?". A on powiedział, że to guz endometrialny, ale musimy poszerzyć diagnostykę. Pierwsze, co poczułam, to niepokój: co dalej, co mnie czeka? Kiedy usiedliśmy do biurka, pan doktor wszystko klarownie mi wyjaśnił, wytłumaczył. Powiedział, co mnie czeka, jak wygląda ta choroba, jak postępuje, ale że musimy poszerzyć diagnostykę o rezonans magnetyczny. Powiedział też, że czeka mnie operacja.
Ile czasu minęło od diagnozy do operacji?
To było kilka miesięcy, około pół roku.
Co czułaś przed samą operacją?
Mega, mega strach, ale też nadzieję. Mi i mężowi, zależało na tym, żeby zajść w ciążę, ostatnią upragnioną. I bardzo się bałam, bo wiedziałam, że to będzie poważna operacja i niebezpieczna. Czułam jednak, że nie mogłabym oddać się w inne ręce niż doktora, który po pierwszej wizycie pokazał mi, że zna się na rzeczy, wie co jest grane, specjalizuje się w tym i że mogę mu zaufać.
Czy operacja dużo zmieniła w twoim życiu?
O tak, bardzo dużo. Wszystko zmieniła. Całe nasze życie, ponieważ po operacji zaszłam w dwie kolejne ciąże. A jedną walczyliśmy, o drugą niekoniecznie (śmiech). Ale dzięki niej mamy córeczkę. Mamy trzech synów i córkę.
Wszystko się skończyło, jeśli chodzi o twoje oczekiwania względem ciąży. A jak zmieniło się twoje życie zawodowe?
Moje życie też bardzo się zmieniło, ponieważ nie ma już teraz takich momentów, żebym musiała odwoływać zajęcia. Na jakiś czas musiałam odpuścić sobie aktywność fizyczną, natomiast teraz na 100% wróciłam do gry. I przede wszystkim moja pierwsza miesiączka po operacji! Ja dzwoniłam do wszystkich, że nic mnie nie boli. Zadzwoniłam do mojej siostry: "Anka mnie nie boli! Ty rozumiesz? To tak może wyglądać miesiączka? Tak powinna wyglądać miesiączka". Ja dopiero wtedy się przekonałam, że to jest normalna miesiączka. Że ja żyłam w przekonaniu przez tyle lat, że jestem zdrowa, że to tak ma wyglądać, że cierpienie jest wpisane w życie kobiet. To jest nieprawda.
Czy chciałabyś coś przekazać dziewczynom, które mają takie objawy jak ty, takie objawy jak inne kobiety, które chorują na endometriozę?
Dziewczyny, myślę, że warto czasem wyjść z gabinetu, w którym siedzimy od lat, i wyjść spoza strefy swojego komfortu. Bo ja wiem, że można być np. przyzwyczajoną do swoich lekarzy. Ale jeżeli wy czujecie, że coś z waszym ciałem dzieje się nie tak, ale każdy mówi, że jesteście zdrowe, to poszukajcie kogoś innego, zasięgnijcie opinii innego lekarza.
Ja chodziłam do wielu różnych lekarzy, którzy mówili mi to samo. Ja czułam, że z moim ciałem się coś dzieje, że jest jakaś anomalia, ale w głowie sobie układałam, że to jest normalne, bo tak mówią lekarze.
Halina, ty nie odpuściłaś. Walczyłaś do samego końca i szukałaś kogoś, kto cię zrozumie i ci pomoże.
Tak, jak ja trafiłam do gabinetu doktora Rubisza, to ja w tym momencie, kiedy on mnie badał i zrobił mi USG, to ja wiedziałam, że jestem w tym miejscu, którego szukałam przez tyle lat, przez połowę swojego życia. Dlatego dziewczyny, nie czekajcie. Życie ucieka. Ja teraz widzę, ile mogę z niego czerpać. Czerpię teraz z niego garściami.
I niech to będzie puenta twojej wzruszającej historii, żeby nie czekać, żeby walczyć o siebie, że życie ma dużo więcej do zaoferowania.
O tak, życie ma o wiele więcej barw niż tylko ból.
Mam na imię Luiza, a to jest moja historia walki z endometriozą.
Początki sięgają bardzo dawna, ale tak jest chyba, jak u większości pacjentek czyli pierwszej miesiączki. Lecz, że to trwało od pierwszej miesiączki, poskładałam sobie dopiero na wizycie u dr Karmowskiego – gdzie zostałam zdiagnozowana. Moje pierwsze miesiączki były bardzo obfite, naprawdę okropne. Bólowo, było do przeżycia – brałam jakąś tabletkę przeciwbólową i jakoś funkcjonowałam, natomiast te krwawienia były okropne i wraz z pierwszą miesiączką przyszły okropne migreny. To właśnie wtedy pierwszy raz usłyszałam, że TAKI JEST MÓJ UROK...